2 min read

Zimowe wspominki

Siedząc w kafejce z B. dwa tygodnie temu, zdecydowaliśmy patrząc za okno i popijając kawę, że najlepiej by było siedzieć nie w kafejce, ale we własnym domku w lesie, przy kominku z psem i kotem wygrzewającymi się przy ogniu, brukselką gotującą się w wesoło poskakującym garnczku na piecu, dziesięć kilometrów od najbliższej wsi do której i tak się dostać nie można bo wszysko zasypane śniegiem i ciężko iść taki kawał w zimnie przez las.

Nawet sobie narysowaliśmy jak ten domek miałby wyglądać, z tarasem z przodu jak na amerykańskich filmach i z pieńkiem do rąbania drewna po lewej. Stajnia z konikami po prawej. Z tyłu za domem może jakiś kawałek jeziora albo innej rzeczki.

Ten wieczór obudził we mnie jakąś dawno zapomnianą tęsknotę i pewnie bym się spakowała i uciekła w jakiś las żeby sobie domek zbudować, gdyby tylko jakaś kasa była.

Popchnęło mnie to do zerknięcia jak tam moja kasa wygląda i zapomniałam o całej tej sprawie, gdyż zerkanie na kasę zmusiło mnie do ratowania mojego stanu finansowego, założenia konta-świnki i ułożenia budżetu na rok 2009ty. Skończyłam przedwczoraj. W międzyczasie przytłoczył mnie sprawdzian z Francuskiego i parę stresujących momentów w pracy jak i również paskudne przeziębienie, które mi B. sprzedał.

Wczoraj, gdy już się lepiej poczułam i dawkę pracy na dany dzień wykonałam, i sprawdzian był już wysłany, i dokumenty do banku poszły pocztą, wróciło do mnie wspomnienie o naszej rozmowie o domku w lesie. Tęskno mi się zrobiło. Przypomniało mi się też, że kiedyś przeczytałam serię powieści o życiu w kanadyjskiej puszczy, w większości o wilkach. Te książki, pamiętam, budziły we mnie taką samą tęsknotę. Nie mogłam sobie jednak przypomnieć żadnego z tytułów, ani kto był autorem tych książek.

Pogooglałam sobie troche szukając książek o wilkach w ogóle, ale nic nie znalazłam. Poszłam sobie zrobić kawę.

I dokładnie wtedy zapaliła mi się lampka w głowie i pamiętałam. “Szara Wilczyca”… “Bari, Syn Szarej Wilczycy”…”Włóczęgi północy”… “Łowcy wilków”… “Kwiat Dalekiej Północy”…”Władca Skalnej Doliny”… tytuły wszystkich tych książek nagle do mnie wróciły. I autor - James Oliver Curwood.

Przypomniało mi się też kiedy przeczytałam te książki: w podstawówce, w Przemyślu, pożyczyłam je ze szkolnej biblioteki. Miałam może z 11 lat? Poczułam się dziwnie, jakbym nagle odzyskała część siebie, której mi nie brakowało do tej pory a teraz nie mogę pojąć jak to było możliwe że ją w ogóle utraciłam. Jakaś woda mi pociekła po policzku.

Śmieszne, że książki które przeczytałam ponad dzisięć lat temu i o których zapomniałam kompletnie nadal mają nade mną taką moc.

Mastodon